Doskonale słyszałem, jak mężczyzna schodzi po schodach w dół, pogwizdując przy tym. Zdecydowałem się zignorować jego słowa i spróbować czegoś więcej dowiedzieć się o nim i o całej tej akcji od Estery, ale ona uparcie milczała na ten temat. Nie dziwiłem się jej, bo gdyby coś powiedziała, mogłoby grozić jej niebezpieczeństwo. Ale czy niebezpieczeństwo nie grozi obecnie każdemu z nas? Nawet zwykłemu człowiekowi, który uczciwie żyje, pracuje i ma rodzinę, a którego jedynym przewinieniem będzie to, że znalazł się w złym miejscu i o złej porze?-pomyślałem. U swojej siostry zostałem jeszcze tylko chwilę, gdyż inaczej mogłoby się to źle skończyć. Ktoś mógłby odkryć, że Estera w krótkim czasie ma wielu podejrzanych gości i samo to wystarczyłoby już, aby być może odkryto jej nieprawdziwą tożsamość albo nielegalną działalność. Pożegnałem się z nią i wyszedłem. Zacząłem iść wąską uliczką. Chciałem przynajmniej spróbować zdobyć jakoś trochę pieniędzy albo jedzenia. Kiedy doszedłem do końca ulicy, skręciłem w lewo, w uliczkę, która wyglądała jeszcze gorzej niż ta, którą przed chwilą szedłem (choć mogłoby się wydawać to niemożliwe). Na sam początek zostałem uraczony widokiem rozkładających się, psich zwłok, leżących na środku przejścia. Wokół latało mnóstwo much, a że upał przyspieszał gnicie, powietrze przesycone było "przyjemnym" zapaszkiem. Jak najszybciej ominąłem to miejsce, starając się powstrzymać odruch wymiotny. W pewnym momencie poczułem nagle, jak ktoś łapie mnie za ramię, a potem popycha wprost na ścianę budynku po mojej lewej. Odwróciłem się, przygotowując się psychicznie na to, że zaraz ujrzę przed sobą mężczyznę w niemieckim mundurze. I ujrzałem mężczyznę, ale nie w niemieckim mundurze, tylko tego, którego chwilę wcześniej spotkałem u Estery. Stanął w taki sposób, że nijak nie mógłbym go ominąć, więc pozostało mi tak stać, będąc przez niego całkowicie przypartym do muru.
-O co ci chodzi?-zapytałem od razu.
-Mam sprawę. A właściwie to dwie. Skoro byłeś w Getcie i się z niego wydostałeś, znaczy, że masz na to jakiś sposób-zaczął mężczyzna.
-Może-odparłem. Starałem się zrozumieć, o co może mu chodzić. Mój rozmówca uśmiechnął się ironicznie.
-Nie "może" tylko na pewno. Oszusta nie oszukasz, rada na przyszłość. Bo widzisz, tak się składa, że mam tam do załatwienia pewną sprawę, a ty mógłbyś w ramach wdzięczności zostać moim pośrednikiem-odparł.
-Wdzięczności za co?-zdziwiłem się.
-Jak to za co? Oczywiście za moją pomoc. Gdyby nie ja, już byś pewnie umarł z głodu-powiedział mężczyzna.
-Dzięki ci za twoją dobroduszność, ale tobie chyba za to zapłacono, czyż nie?-spytałem.
-Mógłbym równie dobrze zniknąć z połową zapłaty. Mniej ryzyka, a zarobek trafiłby się praktycznie za nic-powiedział mój rozmówca, ponownie uśmiechając się z zadowoleniem.
-Mimo to jakoś nie jestem przekonany. Miałbym się dla ciebie narażać, a przecież wcale cię nie znam. Poza tym ta sprawa mnie nie dotyczy, więc czemu miałbym ci pomagać?-zapytałem.
-Bo udzielam ci mądrych rad-odparł nagle mężczyzna.
-Jakich rad?-teraz już zupełnie nie wiedziałem, o co może mu chodzić.
-Abyś nie próbował oszukiwać oszustów. I bardziej zwracał uwagę na otoczenie i innych ludzi, bo przez cały czas aż do teraz nie zauważyłeś nawet, że cię śledziłem-wyjaśnił.
-Szedłeś za mną?-zdziwiłem się.
-Tak, w końcu musiałem poczekać, aż znajdziemy się w nieco bardziej...bezludnym miejscu, żebym mógł ci zaproponować współpracę-odparł mężczyzna.
-Wybacz, ale twoje cenne rady są trochę małą zapłatą. Powtarzam: nie znam cię, a ta sprawa mnie nie dotyczy-odparłem, licząc na to, że w końcu uda mi się go pozbyć.
<Victor? Spoko, mi też t odpowiada, bo ten odpis jakoś tak wyjątkowo wyszedł mi długi, inne pewnie będą krótkie XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz