23.11.2018

OD Harrollda - CD Adama

-Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, do którego oni na pewno nie dotrą. - Powiedziałem, dalej ciągnąć chłopaka za sobą.
Po pewnym czasie stanęliśmy przed jakąś rzeką. Jeżeli ona ma nam pomóc w odcięciu się od "reszty świata", mogę iść pierwszy. Powoli zacząłem zanurzać się w wodzie.
-Będziemy płynąć? - Zapytał, ze zdziwniem w głosie.
-Tak. Podejrzewam, że po drugiej stronie rzeki będziemy bezpieczniejsi. Nie ma na niej żadnego mostu, a niemieckim żołnierzom z reguły nie chce się moczyć swoich własnych tyłków dla złapania dwóch osób. - Powiedziałem. -Umiesz pływać? - Dodałem po chwili.
-J-jasne. - Odpowiedział. -A co jeśli na tej rzece jest jakiś most? - Adam mi chyba do końca nie ufał.
-Jeśli ja o nim nie wiem to oni tym bardziej. - Starałem się go przekonać do swojego pomysłu.
Po chwili brunet wszedł do wody i ruszył  za mną. Wyszliśmy z rzeki i zaczęliśmy powoli zagłębiać się w dość gęsty las. Przez to, że byłem cały mokry było mi coraz chłodniej, najwidoczniej Adamowi również. Przeszliśmy kawałek, lecz po jakimś czasie nogi odmówiły nam posłuszeństwa. Usiedliśmy pod jednym z drzew i znowu zauważyłem, że panowała między nami grobowa cisza. Nie chciałem tego tak zostawić, lecz nigdy nie wiem co mam powiedzieć. Obawiałem się, że niemieccy żołnierze znajdą nas i tu, więc powinniśmy ruszać dalej. Wstałem powoli i zerknąłem na chłopaka.
-Powinniśmy iść dalej. - Powiedziałem.
-Nie wydaje mi się. - Mruknął.
-Jak to? - Delikatnie rzecz ujmując, nie wiedziałem o co chodzi.
-Powinieneś mnie tu zostawić. - Chłopak w końcu spojrzał na mnie.
-O czym Ty mówisz? - Czyżby powiedział coś nie tak? 
-Nie rozumiesz? To wszystko przeze mnie! To moja wina! To przeze mnie musiałeś zabić tamtych dwóch żołnierzy. Przynoszę ci kłopoty. Pomogłeś mi i jestem ci za to wdzięczny, ale teraz powinniśmy już się rozstać. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie więcej problemów. - Odpowiedział.
Uśmiechnąłem się lekko i z powrotem usiadłem na ziemi. Zacząłem grzebać w moim plecaku, a po chwili wyciągnąłem jedną książkę.
-I tak mam już problemy. - Odparłem, podając chłopaki przedmiot.
No cóż, posiadanie polskich utworów jest zakazane, lecz nie mogłem się powstrzymać.
-To Polska książka? - Chłopak otworzył szerzej oczy.
Wbił wzrok w napis "Barbara Radziwiłłówna", a po chwili we mnie. Na mojej twarzy malował się szeroki uśmiech.
-Wiesz, że to jest zakazane? - Zapytał niepewnie.
-Wiem. - Odpowiedziałem szczerze.
Powoli podniosłem się z ziemi i spojrzałem na chłopaka. Nie wiem, co w tym momencie odczuwał brunet, ale musiał być trochę zmieszany, nie dziwię mu się, naprawdę. Chwilę później chłopak również stanął na nogi, podając mi książkę.
-W takim razie, ja już naprawdę pójdę. Może jeszcze się spotkamy. - Mruknął.
Szeroki uśmiech nie zniknął mi jednak z twarzy, chwyciłem chłopaka i "przerzuciłem" go sobie przez ramię. Musiało to wyglądać komicznie, gdyż Adam jest ode mnie wyższy.
-Co ty robisz?! - Krzyknął Polak.
-Nie zostawię Cię tu. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej.
Nie zwracając uwagi na protesty i wykłady chłopaka o tym, co może mi grozić za rozmawianie z nim, ruszyłem przed siebie.

Adamie? C:

17.11.2018

Od Adama CD Viktora

-Ok, no to po pierwsze: kogo masz na myśli, mówiąc "chroniony przez nas". Po drugie, co niby mam zrobić?-zapytałem.
-Na pierwsze pytanie nawet nie licz, że ci odpowiem. Ty po prostu masz zrobić, co do ciebie należy. A musisz po prostu odnaleźć pewnego człowieka i wziąć od niego coś, co przekażesz mi-wyjaśnił mężczyzna.
-Czyli mam wrócić tam i jeszcze raz potem wyjść z getta?-upewniłem się.
-Dokładnie tak-odparł.
-Nie no, ty chyba sobie ze mnie żartujesz. Mam tak ryzykować, nie wiedząc nawet dla kogo?
-Dla mnie, Viktora. I tyle powinno ci wystarczyć, Adamie-powiedział, po czym po raz kolejny dziwnie się do mnie uśmiechnął. Postanowiłem to jednak zignorować.
-A jeśli jednak zmienię zdanie?-zapytałem.
-Władze niemieckie nie potrzebują zbyt wielu dowodów, aby kogoś skazać. Można iść siedzieć nawet za niewinność. A ty akurat nie jesteś niewinny, bo bezprawnie opuściłeś getto, co chyba jest dość dużym przewinieniem-odparł Viktor, patrząc na mnie chyba z lekką ciekawością.
-Grozisz mi?-zapytałem, nie dowierzając własnym uszom.
-Tylko uprzejmie zapoznaję z faktami-powiedział mężczyzna.
-Czyli grozisz-odparłem.
-Nazywaj to jak chcesz-odpowiedział Viktor. W odpowiedzi westchnąłem. Mężczyzna skręcił w kolejną alejkę. Nadal byliśmy w miejscu, gdzie nie było zbyt wielu ludzi. To akurat było logiczne, w końcu Viktor nie chciał zapewne, aby o tej sprawie dowiedział się ktokolwiek inny.
-Niech więc będzie. Podaj mi jakieś dane tego gościa, gdzie go znajdę i co mam od niego wziąć-powiedziałem po długiej chwili milczenia.
-Hola, hola, wszystko w swoim czasie, dziuniek! Domyślam się, że nie przeskoczysz teraz tak sobie przez ten mur. Pewnie wrócisz tam w nocy, co?-zapytał Viktor.
-To chyba logiczne. Nie jestem samobójcą-odparłem.
-Czyli mamy jeszcze pół dnia, zanim będę ci musiał zdradzić tę informację-zauważył mężczyzna.
-Ale chyba nie zamierzasz pół dnia łazić sobie po tych uliczkach? I skąd wiesz, że potem na siebie trafimy?-spytałem.
-To proste. Cały czas będziemy razem-wyjaśnił Viktor.
-Co?
-Będziesz mi towarzyszył, dziuniek. Muszę się przekonać, czy nadajesz się na tę misję-powiedział Viktor.
-Czy to żart? Co niby miałbym zrobić? To dla ciebie za mało, że w ogóle zgadzam się tak ryzykować?-zapytałem. Zatrzymałem się i skrzyżowałem ręce.
<Viktor? Późno, ale w końcu jest XD>

12.11.2018

Od Viktora CD Adam

       –– Wiesz... –– Uśmiechnął się z wyższością. –– Teraz już ciebie dotyczy. Nie znasz mnie, ja ciebie, ale tylko pod względem bliższej znajomości. Natomiast widziałeś mnie, znasz moje imię, ja twoje... –– Zawiesił głos. –– No i zyskasz wiele.
  Adam milczał, analizując jego słowa.
  –– Na przykład? –– Zapytał.
  –– Stała dostawa żarcia, bycie przez nas chronionym, brak potrzeby wymykania się z getta... –– Wyliczał na palcach, wciąż mając swój nonszalancki, nieco denerwujący swą pewnością siebie, uśmieszkiem. –– I wiele innych dogodności.
  –– Wiele innych, mówisz... –– Chwilę, nawet dłuższą, się zastanawiał. –– Dobra, powiedzmy, że się zgadzam –– Zgodził się, nadal jednak mając nieufność w oczach.
  –– Mądra decyzja, dziuniek! –– Viktor przeciągnął się, aż strzyknęło. –– I chyba lubisz łazić po takich ciemnych uliczkach, zauważyłem –– Uśmiechnął się zboczenie, dając Adamowi znak, by szedł za nim.
  –– Czy ty coś...! –– Żyd nie zdążył dokończyć, bo Viktor zniknął już za rogiem, śmiejąc się cicho. –– Dziuniek, też coś... –– Mruknął, biegnąc za nim, potykając się co chwila.
  <Adam?>
 

10.11.2018

Od Adama CD Viktora

Doskonale słyszałem, jak mężczyzna schodzi po schodach w dół, pogwizdując przy tym. Zdecydowałem się zignorować jego słowa i spróbować czegoś więcej dowiedzieć się o nim i o całej tej akcji od Estery, ale ona uparcie milczała na ten temat. Nie dziwiłem się jej, bo gdyby coś powiedziała, mogłoby grozić jej niebezpieczeństwo. Ale czy niebezpieczeństwo nie grozi obecnie każdemu z nas? Nawet zwykłemu człowiekowi, który uczciwie żyje, pracuje i ma rodzinę, a którego jedynym przewinieniem będzie to, że znalazł się w złym miejscu i o złej porze?-pomyślałem. U swojej siostry zostałem jeszcze tylko chwilę, gdyż inaczej mogłoby się to źle skończyć. Ktoś mógłby odkryć, że Estera w krótkim czasie ma wielu podejrzanych gości i samo to wystarczyłoby już, aby być może odkryto jej nieprawdziwą tożsamość albo nielegalną działalność. Pożegnałem się z nią i wyszedłem. Zacząłem iść wąską uliczką. Chciałem przynajmniej spróbować zdobyć jakoś trochę pieniędzy albo jedzenia. Kiedy doszedłem do końca ulicy, skręciłem w lewo, w uliczkę, która wyglądała jeszcze gorzej niż ta, którą przed chwilą szedłem (choć mogłoby się wydawać to niemożliwe). Na sam początek zostałem uraczony widokiem rozkładających się, psich zwłok, leżących na środku przejścia. Wokół latało mnóstwo much, a że upał przyspieszał gnicie, powietrze przesycone było "przyjemnym" zapaszkiem. Jak najszybciej ominąłem to miejsce, starając się powstrzymać odruch wymiotny. W pewnym momencie poczułem nagle, jak ktoś łapie mnie za ramię, a potem popycha wprost na ścianę budynku po mojej lewej. Odwróciłem się, przygotowując się psychicznie na to, że zaraz ujrzę przed sobą mężczyznę w niemieckim mundurze. I ujrzałem mężczyznę, ale nie w niemieckim mundurze, tylko tego, którego chwilę wcześniej spotkałem u Estery. Stanął w taki sposób, że nijak nie mógłbym go ominąć, więc pozostało mi tak stać, będąc przez niego całkowicie przypartym do muru.
-O co ci chodzi?-zapytałem od razu.
-Mam sprawę. A właściwie to dwie. Skoro byłeś w Getcie i się z niego wydostałeś, znaczy, że masz na to jakiś sposób-zaczął mężczyzna.
-Może-odparłem. Starałem się zrozumieć, o co może mu chodzić. Mój rozmówca uśmiechnął się ironicznie.
-Nie "może" tylko na pewno. Oszusta nie oszukasz, rada na przyszłość. Bo widzisz, tak się składa, że mam tam do załatwienia pewną sprawę, a ty mógłbyś w ramach wdzięczności zostać moim pośrednikiem-odparł.
-Wdzięczności za co?-zdziwiłem się.
-Jak to za co? Oczywiście za moją pomoc. Gdyby nie ja, już byś pewnie umarł z głodu-powiedział mężczyzna.
-Dzięki ci za twoją dobroduszność, ale tobie chyba za to zapłacono, czyż nie?-spytałem.
-Mógłbym równie dobrze zniknąć z połową zapłaty. Mniej ryzyka, a zarobek trafiłby się praktycznie za nic-powiedział mój rozmówca, ponownie uśmiechając się z zadowoleniem.
-Mimo to jakoś nie jestem przekonany. Miałbym się dla ciebie narażać, a przecież wcale cię nie znam. Poza tym ta sprawa mnie nie dotyczy, więc czemu miałbym ci pomagać?-zapytałem.
-Bo udzielam ci mądrych rad-odparł nagle mężczyzna.
-Jakich rad?-teraz już zupełnie nie wiedziałem, o co może mu chodzić.
-Abyś nie próbował oszukiwać oszustów. I bardziej zwracał uwagę na otoczenie i innych ludzi, bo przez cały czas aż do teraz nie zauważyłeś nawet, że cię śledziłem-wyjaśnił.
-Szedłeś za mną?-zdziwiłem się.
-Tak, w końcu musiałem poczekać, aż znajdziemy się w nieco bardziej...bezludnym miejscu, żebym mógł ci zaproponować współpracę-odparł mężczyzna.
-Wybacz, ale twoje cenne rady są trochę małą zapłatą. Powtarzam: nie znam cię, a ta sprawa mnie nie dotyczy-odparłem, licząc na to, że w końcu uda mi się go pozbyć.
<Victor? Spoko, mi też t odpowiada, bo ten odpis jakoś tak wyjątkowo wyszedł mi długi, inne pewnie będą krótkie XD>

Od Adama CD Harrollda

Harrolld podszedł spokojnym krokiem do wody i zaczął się jej przypatrywać. Chwilę później poczułem, jak ktoś mocno chwyta mnie za ramię i zaczyna mną szarpać. Druga osoba zaś podeszła do chłopaka i wepchnęła go do wody. Jak się okazało, byli to oczywiście niemieccy żołnierze. Przeraziłem się, bo to mogło oznaczać koniec nie tylko dla mnie, ale i dla Harrollda za to, że mi pomógł. Kiedy jednak drugi z Niemców zbliżył się do mnie, po czym zaczął mnie szarpać wykrzykując przy tym różne groźby, nagle do moich uszu dotarł ogromny huk, a później kolejny. Potem obaj mężczyźni padli na ziemię. Nie wiedziałem na początku, co się stało, kiedy Harrolld dopadł do mnie.
-Nic ci nie jest?-zapytał. Dopiero potem spojrzałem na jego strzelbę i dotarło do mnie, co się właśnie stało.
-N-nic-zająknąłem się.-A tobie?-dodałem, przenosząc wzrok na chłopaka.
-Mi też nic-odparł.
-Co teraz?-spytałem, po czym zapanowała długa cisza.
-Szczerze powiedziawszy to nie mam pojęcia. Musimy chyba stąd jak najszybciej zniknąć. Skoro ta dwójka tutaj była, to niewykluczone, że jest ich w pobliżu więcej-odezwał się Harrolld. Po chwili chwycił mnie i pociągnął za sobą.
-Co robisz?-zdziwiłem się.
-Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, do którego oni na pewno nie dotrą-wyjaśnił chłopak. Nie pytałem więc już o nic więcej, tylko szedłem za nim. W pewnym momencie dotarliśmy do jakiejś rzeki. Harrolld bez wahania zaczął do niej wchodzić.
-Będziemy płynąć?-zdziwiłem się.
-Tak. Podejrzewam, że po drugiej stronie rzeki będziemy bezpieczniejsi. Nie ma na niej żadnego mostu, a niemieckim żołnierzom z reguły nie chce się moczyć swoich własnych tyłków dla złapania dwóch osób-wyjaśnił chłopak.-Umiesz pływać?-dodał, oglądając się na mnie przez ramię.
-J-jasne-odparłem.- Ale co jeśli gdzieś na tej rzece jest jakiś most?-zapytałem, dość niepewny, czy to dobre rozwiązanie.
-Jeśli ja o nim nie wiem, to oni tym bardziej-powiedział Harrolld. W końcu zdecydowałem się wejść do wody i przepłynąć na drugi brzeg, bo inaczej zostałbym sam. Chociaż może tak byłoby dla Harrollda najlepiej, gdyby mnie zostawił. W końcu on na pewno mógłby się jakoś wywinąć jako Niemiec, a ja mogę tylko ściągnąć na niego kolejne kłopoty. Kiedy znaleźliśmy się po drugiej stronie, weszliśmy nieco głębiej w las. Po kilku minutach marszu zdecydowaliśmy się odpocząć. W końcu oboje trzęśliśmy się teraz z zimna, bo woda okazała się wręcz lodowata, a słońce jak na złość schowało się za chmurami. Przez cały ten czas miedzy nami panowała cisza. Chyba każdy z nas nie potrafił teraz myśleć o czymś innym niż o tych dwóch niemieckich żołnierzach, a Harrolld zapewnie nie chciał o tym wspominać tak bardzo jak ja. W końcu chłopak wstał.
-Powinniśmy iść dalej-powiedział.
-Nie wydaje mi się-odparłem.
-Jak to?-zdziwił się chłopak.
-Powinieneś mnie tutaj zostawić-powiedziałem, podnosząc na niego wzrok, bo do tej pory bawiłem się źdźbłem trawy.
-O czym ty mówisz?-Harrolld zdziwił się jeszcze bardziej.
-Nie rozumiesz? To wszystko przeze mnie! To moja wina! To przeze mnie musiałeś zabić tamtych dwóch żołnierzy. Przynoszę ci kłopoty. Pomogłeś mi i jestem ci za to wdzięczny, ale teraz powinniśmy już się rozstać. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie więcej problemów-wyjaśniłem.
<Harrolld?>

Od Viktora CD Adama

  –– Nie twoja sprawa, dziuniek –– Walnął się na fotel, zaplatając palce obu dłoni i kładąc je na piersi spojrzał na Esterę. –– To? Dostanę to, czy nie?
  Obdarzyła go zniechęconym spojrzeniem, po uprzednim wywróceniu oczu.
  –– Jakiś ty upierdliwy, uparty, nieznośny... –– Zaczęła wymieniać, krzątając się po pokoju, wyraźnie czegoś szukając.
  Viktor siedział tylko i ze zblazowanym uśmiechem słuchał tych epitetów, jakby zadowolony, że są to właśnie takie określenia. Adam tymczasem stał ze skonsternowaną miną.
  –– Fajnie, ale zapłata nie miała być moim opisem –– Wyszczerzył się Viktor.
  Estera tylko wcisnęła mu jakiś plik kartek w ręce, a wykonanie tego czynu było tak gwałtowne, że aż wdusiło go w fotel.
  –– Esiu, spokojnie, jeszcze mi pensję utną za pogniecione papiery –– Pokręcił głową i zaczął doprowadzać kartki do porządku, potem mrucząc, że czemu nie są w owijce.
  –– Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a wytargam cię za uszy.
  Zaśmiał się i w końcu wstał z łobuzerskim uśmieszkiem. Napotkał wzrok Adama, czy jak mu tam było, i uśmiechnął się szerzej.
  –– Mógłby być z ciebie niezły szmugler, wiesz? –– Rzucił do niego tylko i wyszedł, trącając go lekko ramieniem, aż zamknął drzwi z lekkim trzaskiem, przez które było słychać tupot ciężkich butów Rosjanina. A później także jego wesołe, spokojne gwizdanie.

<Adam? Sry, że krótko, ale co powiesz na takie krótkie, ale w miarę częste odpisy?>