-No to zaczynamy zabawę-mój umysł ledwo zarejestrował te skierowane do mojej osoby słowa. Nie umknął mu jednakże fakt, z jaką niepohamowaną radością zostały one wypowiedziane.
-Błagam...-tylko tyle zdołałem z siebie wydusić. Przeczuwałem, że moje prośby nic nie zmienią, ale teraz, gdy dotarło do mnie, że to koniec i gorzej być nie może, pragnąłem spróbować nawet tego. Abym po śmierci mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że walczyłem do ostatniej chwili. Miałem jedynie nadzieję, że po tym, jak umrę, Bóg będzie dla mnie łaskawy.
-Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie w ten sposób na mnie wpłynąć? Że w ogóle jesteś w stanie na mnie wpłynąć?-zapytał z niedowierzaniem Niemiec, po czym zaśmiał się. Robił wrażenie szczerze rozbawionego, co nie wróżyło dla mnie niczego dobrego. Po krótkiej chwili mój oprawca przestał się śmiać i podszedł do mnie szybkim krokiem. Skuliłem się, czekając na jakiś cios. Nic takiego jednak na razie nie nastąpiło. Niemiec stanął za mną i chwycił mnie za moje bezwładne ręce. Wykręcił mi je z tyłu, po czym poczułem na nich zimny dotyk metalu. Mężczyzna odszedł kilka kroków i zniknął gdzieś w mroku pomieszczenia, wcześniej popychając mnie w stronę ściany. Kontakt z jej zimną powierzchnią był bolesny, tym bardziej, że przywaliłem w nią moją już i tak obolałą głową. Osunąłem się na ziemię. Tkwiłem tak przez jakiś czas, klęcząc na zimnej ziemi z rękami w kajdanach. Oddychałem szybko i płytko, dlatego skupiłem się na próbie uspokojenia swojego oddechu, aby tylko nie myśleć o bólu. Nawet nie dopuszczałem do siebie oczywistej myśli, że to dopiero początek, jak to określił mój oprawca, "zabawy". Po chwili Niemiec pojawił się ponownie, tym razem przede mną. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, poczułem coś w ustach. Nie miałem pojęcia, skąd wytrzasnął tę szmatę (a raczej nie chciałem tego wiedzieć), jednak dzięki niej skutecznie uniemożliwił mi jakiekolwiek dalsze protesty.
-Świetnie, jesteś gotowy. Poczekaj jeszcze tylko chwilkę, a na dobre rozpoczniemy naszą zabawę-powiedział mężczyzna, po czym ponownie gdzieś zniknął. Najpierw spróbowałem wypluć knebel, ale był zbyt dobrze umocowany. Potem spróbowałem wstać, ale to również okazało się niemożliwe. Nie poddałem się jednak i przysunąłem bliżej do ściany. Zaparłem się mocno nogami, dzięki czemu, choć z nadludzkim wysiłkiem, zacząłem się podnosić. Nie zdążyłem jednak w pełni stanąć na nogach, kiedy mój oprawca wrócił i z powrotem pchnął mnie na ziemię.
-Tam jest twoje miejsce, śmieciu-powiedział, po czym splunął mi na twarz. Nie zdążyłem w żaden sposób zareagować, gdyż w tym samym momencie Niemiec szybko obszedł mnie i ponownie stanął za mną. Jednym silnym ruchem złapał mnie za włosy i odchylił moją głowę. Po chwili zaś poczułem, jak do mojego nosa zaczyna lać się woda. A więc zamierza mnie utopić?-pomyślałem, modląc się, by na tym mój oprawca poprzestał i szybko zakończył mój żywot.
<Wolfgang?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz