28.06.2018

Od Janka do Evy

Było po południu, skończyłem pracę w miarę szybko. Frau Kastner zaproponowała mi wcześniejsze pójście do domu, ale wykręciłem się od tego zaoferowaniem pomocy Evie przy koniach. Matka Evy podsumowała to tym uśmiechem, którego używają dorośli, którzy już wszystko przeszli, wszystko przewidzieli i znają wszystkie zakończenia.
Być może przewidziała też zakończenie, w którym siedzę na ogrodzeniu i przeszkadzam Evie w czyszczeniu koni, przeczesując jej długie włosy w palcach i chowając w nich twarz.
- Mówiłeś coś o pomaganiu - powiedziała Eva z udawaną naganą.
- Nie pomagam? - spytałem, posyłając jej uśmiech. - Staram się jak mogę.
Boże w niebiesiech, wiesz, że przestałbym jej przeszkadzać, ale jej włosy są tak przyjemne w dotyku... Serce biło mi żywiej, gdy byłem z nią. Każda chwila, nawet zwykłe bycie z nią podczas pracy dawało mi nieopisaną radość. Teraz jednak moje szczęście zagłuszała myśl o tym, co musiałem zrobić. Myślałem o tym przez cały czas w ostatnich dniach. Nie chciałem tego, nawet dla Sprawy. Chciałem nie zajmować się niczym oprócz Evy. Nad moim karkiem dyszało jednak zbyt wiele osób i musiałem stanąć na wysokości zadania.
- Swoją drogą... co słychać u młodych Braunów? - zarzuciłem temat, niby od niechcenia.
- Zależy o którego pytasz - odparła dziewczyna, której głos nagle stężał. Uh, nie jej ulubiony temat.
- Młodszy wydaje się być całkiem fajny. Młody artysta, etc...
- Tak, Erick to małe słoneczko...
- Jak to możliwe, że są rodzeństwem? - powiedziałem, nie mogąc się powstrzymać. Z jakiegoś powodu nie chciałem używać imienia Marcusa w rozmowie. Miałem nadzieję, że Eva się zaśmieje.
- Czasem się nad tym zastanawiam - odpowiedziała z nutą rozbawienia w głosie. - Może to przez wojskowy rygor.
- Ja też jestem pod prawie wojskowym rygorem. - Dziwnie było zaczynać temat harcerstwa z kimś z poza. - Nie zachowuję się przez to jakbym lizał Hitlerowi buty od lepszej strony.
- Och, uwierz mi, nie zamierzam go usprawiedliwiać - zapewniła mnie Eva, kręcąc głową, jakby z rezygnacją, jakby nie chciała już strzępić języka. Rozczulił mnie ten gest. Szalenie podobała mi się jej przyzwoitość, grzeczność i opanowanie. Nie pamiętam, żeby kogokolwiek wcześniej obraziła czy podniosła głos. Przynajmniej nie przy mnie, ale nie uwierzyłbym, gdyby ktoś powiedział, że coś takiego jednak się zdarzyło. Była taka delikatna...
- Gdyby chociaż robił coś... dobrego. Nie odbierz tego źle, przełknąłbym tą jego pretensjonalność, gdyby to komu służy chociaż trochę mu przeszkadzało.
Eva skończyła czyścić klacz, poklepała ją po zadzie, co kobyła odebrała jako sygnał, że może odejść. Zaproponowała, byśmy siedli pod jabłonią. Od razu dołączyła do nas Kari wraz ze swoim kochającym wszystko i wszystkich językiem. Usiadłem jak najbliżej Evy, aby cały czas czuła moją fizyczną obecność. Miałem w tym motyw, by podświadomie czuła nacisk z mojej strony, ale by nie zdawała sobie z tego sprawy. Byłem wściekły sam na siebie.
- Rozumiem, że nie mogliście się znaleźć w bardziej wrogich sobie obozach - przyznała Eva. Ton jej głosu wyraźnie dawał do zrozumienia, że nie cieszy jej temat naszej rozmowy. Czułem się źle z tym, że nie mogę po prostu jej przerwać i powiedzieć czegoś o jej buzi, ale teraz, kiedy już udało mi się wejść głębiej w sprawę Marcusa, nie mogłem odpuścić. Ona też go nie lubi, powtarzałem sobie. Jest niemal wrogiem... - Oswajanie was nawzajem byłoby stratą czasu. Na szczęście Marcusowi właśnie kończy się urlop i wraca na służbę.
- Och, tak? - Mój głos automatycznie się ożywił. Zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej. - Jak wspaniale. Długo go nie będzie?
- Przypuszczalnie...
- No tak, w końcu służba nie drużba. Nie wiesz czy nie wyślą go na wschód? - zapytałem, pozwalając sobie na trochę więcej złośliwości. Eva rzuciła mi mordercze spojrzenie, udałem więc, że próbuję schować się sam w sobie. Na wschodzie Niemcy próbują kąsać Sowietów i po ostatniej zimie nie można powiedzieć, że idzie im przesadnie gładko. - Wybacz. Na wschodzie mają ładną przyrodę.
- Myślę, że Marcus się o tym nie przekona. Jego ojciec zajmował się rzeczami takimi, jak transporty i tym podobne. Marcus jest jego "zastępczą wersją".
Dotąd trzymając wzrok na puszystym pysku Kari, przeniosła spojrzenie na mnie i zauważyłem, że zadrżała minimalnie, gdy zauważyła, że cały czas przyglądam się jej intensywnie. Dokładniej, przyglądałem się od chwili, gdy wypowiedziała słowo "transporty". Moje spojrzenie było pewne siebie, nieugięte, a jednocześnie na tyle subtelne by jej nie wystraszyć. Niby od niechcenia przeniosłem wzrok na brzeg jej sukienki i ścisnąłem go w palcach.
- Założę się, że nie powstrzymywał się przed pochwaleniem się swoim zadaniem przed tobą - rzekłem swoim zwyczajowym, odrobinę lekceważącym tonem.
- Czy moglibyśmy już nie rozm...
Przerwałem jej, kładąc dłoń na jej policzku i patrząc jej głęboko w oczy:
- Pochwalił się, prawda? - spytałem, czy raczej stwierdziłem, posyłając jej najbardziej junacki uśmiech, starając się, by cała sytuacja przybrała jak najbardziej żartobliwy charakter. - Zrobił na tobie wrażenie?


Witam po przerwie, Evo c: // bardzo chaotycznie wyszło, ale ogólna intencja została chyba podkreślona ;-; //

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz