9.08.2017

Od Janka C.D. Evy

Cholerny Niemiec. Taka myśl nasunęła mi się, gdy tylko ujrzałem go wychodzącego z samochodu. Widząc jego twarz, fryzurę, sposób poruszania się i jego spojrzenie, jakim obdarował Evę, czułem jak coś przewraca mi się w żołądku. Nadęty, wywyższający się frajer. W tej chwili cała moja niechęć do Niemców wydawała mi się całkowicie uzasadniona. Do tego witając się, prawie zmiażdżył mi rękę, jakby chciał mnie na wejściu przestraszyć i pokazać kto tu jest alfą. Z kpiącym uśmiechem wytrzymałem uścisk jego dłoni, nie dając się sprowokować do dziecinnego pojedynku na rękę.
- Miałem tylko przywieźć Lottę... Ale mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, bym został także na kolację? - powiedział obrzydliwie protekcjonalnym tonem, od którego miałem ochotę dać mu w twarz. Powstrzymałem się przed tym, tak samo jak przed głośnym parsknięciem śmiechem. No jasne. Widocznie lubi Evę tak bardzo, że jest w stanie zniżyć się do pójścia na kolację ze słowiańskim podczłowiekiem, tylko po to by ją przypilnować.
Zauważyłem zirytowanie na twarzy Evy i mimowolnie pomyślałem o tym, że nigdy nie chciałbym być obdarzony takim spojrzeniem. Oraz niezwykle ucieszyło mnie to, że obdarzony został nim Marcus. 
Miałem ogromną chęć kąśliwie go przeprosić i odprawić, ale co by to dało? Pieprzony arystokrata nic sobie z tego nie zrobi i pewnie jeszcze syknie jakimś komentarzem, zapewne po niemiecku, myśląc, że go nie zrozumiem. Mimo pewności siebie i chęci rywalizacji, nie mogłem wyzbyć się uczucia niższości. Facet jest o pół głowy wyższy ode mnie, szerszy w barkach i jest pierdolonym Niemcem. Blond człowiekiem-bogiem o niebieskich... nie, zielonych oczach. Do tego z pewnością ma bogatych rodziców i pewnie jeszcze wywodzi się z arystokracji. Czułem się przy nim jak żałosne zwierzę. Również wywodzę się z inteligencji, ale mój stan finansowy jest opłakany i pod tym względem w rywalizacji z nim mogę być równie dobrze biednym mieszczuchem. 
W takim razie muszę wykazać się w czymś innym. Dokładniej, w prezencji i obyciu. Mogę być lepszym arystokratą od niego. Więc nie mogę zachować się jak słaby idiota i okazać strach, nie zgadzając się na jego towarzystwo.
- Oczywiście, że nie, prawda? - odparłem, patrząc pytająco na Evę i Lottę. Jako kobiety to one powinny mieć najwięcej do powiedzenia. 
Eva nie wyraziła swojej opinii, a Charlotte zdradziła niepewność, za kim powinna się postawić, przenosząc wzrok to na przyjaciółkę, to na brata. Wyszło więc na to, że to ja wyraziłem najwięcej chęci na jego towarzystwo. 
- Chodźmy do środka - zaproponowała Lotta, uśmiechając się pogodnie, by rozładować napięcie. - Zaczynam być głodna, myślę że wy też.
Zyskała aprobatę reszty grupy, która zgodnie weszła z nią do środka eleganckiej, choć całkiem przytulnej restauracji. Wszedłem zaraz za Lottą, co wykorzystał Marcus, by iść ramię w ramię z Evą. Dyskretnie obejrzałem się za siebie, by dojrzeć wyraz twarzy dziewczyny. Entuzjazm, który towarzyszył jej na początku, gdy wychodziliśmy razem z jej domu, zniknął od razu po pojawieniu się Niemca. Z jednej strony cieszyło mnie to, że nie ma on u niej szczególnych względów, ale czułem się źle z tym, że cieszę się poniekąd z powodu jej niezadowolenia. Zdecydowanie wolałbym widzieć ją uśmiechniętą. 
Zajęliśmy miejsca przy zarezerwowanym stoliku; Marcus wyrwał się do odsunięcia krzesła dla Evy, więc ja z grzeczności zaproponowałem to samo Lotcie. Nsiadłem naprzeciw Niemca, mając po lewej stronie Charlotte, a po prawej Evę. Po zebraniu zamówienia przez kelnera Lotta podjęła się zadania rozpoczęcia rozmowy:
- Janku, nie miałam okazji wcześniej spytać Evy; jak się zapoznaliście?
- Jak... - urwałem, nie bardzo wiedząc, jak powinienem odpowiedzieć. Wpadłem na Evę zaraz po nieudolnie wykonanej akcji sabotażowej, w ostatni piątek. Zabłysnąłem przed nią wzorową umiejętnością zachowania zimnej krwi w sytuacji zagrożenia. Ale to chyba nie jest dobra odpowiedź.
- Przez jednego wspólnego znajomego - wtrąciła natychmiast Eva. - Zapoznał nas ze sobą. Przy okazji okazało się, że Janek szuka pracy, a my mamy wolne stanowisko przy opiece nad psami.
- Twój ojciec wspominał, że wasze psy wymagają wiele opieki - wtrącił Marcus ze swoim gadzim uśmieszkiem. - Ale pamiętam, że mówił też, że wymagają odpowiednio wykwalifikowanego opiekuna.
Rzucił mi krótkie, jakby wzywające do pojedynku, spojrzenie.
- Może jestem wystarczająco wykwalifikowany? - podsunąłem z niewinnym uśmiechem.
- Możemy nie rozmawiać o pracy? - wtrąciła Eva. Nie udało jej się ukryć irytacji w jej tonie lub to ja wykazałem się spostrzegawczością. - Charlotte, próbowałaś już tej kaczki, którą zamówiłaś?
- Hm, tak, ostatnio byliśmy tu z rodzicami...
- A Marcus czym się zajmuje? - odezwałem się, patrząc bacznym wzrokiem na Niemca. Zielonooki blondyn spojrzał mi w oczy, a na jego usta wpełzł lekki uśmiech.
- Jestem żołnierzem - odparł, prostując się na swoim krześle, zapewne po to by zaprezentować się dumniej.
- Och, naprawdę? Zostałeś powołany czy sam się zgłosiłeś? - spytałem z przesadnie udawanym zainteresowaniem.
- Zgłosiłem się. - W jego głosie brzmiała nieskrywana duma.
- Więc nie powinieneś być teraz w Rosji? - spytałem. - Podobno dobrze wam idzie. Chyba, że byłeś wysłany na zachód, tam podobno jest trochę lepiej...
Pozwoliłem sobie na dużo, być może wręcz przesadziłem. Moja bezczelność go zdenerwowała, choć starał się tego nie okazywać.
- Byłem wysłany tutaj w 39-tym. Obecnie jestem na przepustce - wyjaśnił nadzwyczaj spokojnie. Więc najwidoczniej należy do tych bardziej opanowanych. W przeciwieństwie do mnie. Jego chełpliwa informacja o udziale w inwazji na Polskę sprawiła, że krew zagotowała mi się w żyłach. Ale w końcu to ja zacząłem.
- Szczęściarz - odparłem mniej kąśliwym głosem, by nie wywołać otwartej wojny. - Najlepszy czas na urlop. Jest ciepło i przyjemnie.
- Owszem...
- Myśleliśmy z Evą ostatnio o wykorzystaniu tej pogody i wykąpaniu się w Wiśle - oznajmiłem, rzucając krótkie spojrzenie blondynce. Zaraz potem przeniosłem je na chłopaka, by zobaczyć jego reakcję. Zauważyłem na jego policzku minimalny, krótki skurcz.
- Och, to mogłoby być całkiem fajne - przyznała Charlotte, próbując swoim udziałem załagodzić konwersację.
- Prawda? - zwróciłem się do niej z uśmiechem. - Pływanie jest najlepszym zajęciem w sierpniu.
- Dla podmiejskich wieśniaków na pewno - mruknął pod nosem Marcus, podpierając podbródek na swojej dłoni. Brzmiało to, jakby mówił do siebie, jednak jego uwaga była wystarczająco głośna, by wszyscy ją usłyszeli.
- Zdecydowanie - zgodziłem się z cierpkim uśmiechem. - A czym w sierpniu zajmuje się arystokracja?


< Eva? // już się gryzą :d >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz