22.08.2017

Od Evy C.D. Janka

To wszystko wydawało się takie nierealne... Mocny uścisk ramion Janka, który przytulał mnie do siebie, sprawiał, iż czułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Miałam świadomość, że uczucie to jest złudne, a obecne czasy obfitują w zagrożenia, jednak... Nie bałam się. Nie przy Janku. Nie w tej chwili. Teraz zamierzałam cieszyć się naszym otwartym okazem uczuć, które do tej pory skrywaliśmy. Bo to, że czuję coś do chłopaka już dawno było przesądzone i nie mogłam - ani nie chciałam - się tego pozbyć.
- Eva... - zaczął niepewnie, jakby bojąc się zepsuć swoim głosem ten ulotny moment. Uniósł nasze splecione dłonie, patrząc mi w oczy. - Idziemy?
Skinęłam głową, patrząc na Janka z uśmiechem. W tej chwili nie miało dla mnie znaczenia, gdzie chce mnie zaprowadzić i co pokazać. Jedyne, czym byłam w stanie się ekscytować i zachwycać była jego obecność tuż przy mnie, jego bliskość. Janek jak gdyby czytając mi w myślach uścisnął lekko moją dłoń i pocałował mnie w czoło. Gest ten był tak delikatny i wyrażał tyle troski, że nie potrafiłam się nie rozczulić.
Janek widocznie miał już zaplanowany cel naszego spaceru i teraz powoli prowadził mnie w głąb mostu, prosto na drugi brzeg Wisły. Widząc moje pytające spojrzenie, uśmiechnął się lekko i objął mnie ramieniem.
- Myślę, że spacer brzegiem Wisły po zachodzie słońca ci się spodoba - szepnął mi do ucha.
- Za tobą pójdę wszędzie - zapewniłam prosto, opierając głowę o jego ramię.
Zabawne wydawało mi się, że do tej pory staraliśmy się unikać dotyku, a teraz, kiedy zrobiliśmy to odważniej, niemal bolesny dla mnie był brak zwykłego uczucia, że chłopak jest obok i trzyma mnie za rękę. Posmakowawszy jego bliskości, nie miałam zamiaru z niej zrezygnować.
Nie zwracając uwagi na godzinę ani na księżyc, który stawał się coraz wyraźniejszy na tle ciemnego nieba, spacerowaliśmy, ciesząc się sobą i chłodną wodą, która obmywała nam stopy, gdy ostrożnie staraliśmy się iść samym brzegiem. Kilka razy ochlapaliśmy się dla zabawy, jednak szybko z tego zrezygnowaliśmy. Noce nie były już tak ciepłe, a chłodny wiar sprawił, że na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. Janek, widząc to objął mnie, przytulając do siebie i wyprowadzając na kamienisty brzeg. Dopiero tam puściłam dół sukienki, którą do tej pory lekko unosiłam, ratując ją przed zanurzeniem w wodzie, a na stopy nasunęłam sandałki.
- Mówię to niechętnie... Ale powinienem cię już odprowadzić - powiedział cicho Janek, patrząc na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Twoi rodzice pewnie się martwią. A tobie jest zimno.
- Nie będzie mi zimno, jeśli będę miała ciebie przy sobie - szepnęłam, obejmując chłopaka i przytulając się do jego ciepłego ciała. Janek roześmiał się dźwięcznie, jednak odwzajemnił uścisk i czule pocałował mnie w czoło. Byłam gotowa spędzić z nim tutaj całą noc, wiedziałam jednak, że moi rodzice zapewne nie śpią, martwiąc się o mnie. Od razu poczułam wyrzuty sumienia. - Nie chcę się z tobą rozstawać - szepnęłam niczym dziecko, wciąż przytulona do jego silnego ciała. Te słowa same wyszły z moich ust, jednak podniosłam wzrok na Janka, by zobaczyć jego reakcję na nie.
Szatyn wpatrywał się we mnie jakby oczarowany, a po chwili roześmiał się cicho. W myślach stwierdziłam, że to jeden z najprzyjemniejszych dźwięków, jakie dane mi jest słyszeć. Janek złapał w palce moją brodę, unosząc ją, by spojrzeć mi prosto w oczy.
- Ja także nie chcę opuszczać cię ani na chwilę - zapewnił. - Jednak muszę.
Skrzywiłam się lekko, zdając sobie sprawę, iż Janek przyjdzie do pracy dopiero w poniedziałek. Musiałabym więc wytrzymać cały weekend bez niego...
- Możemy zobaczyć się przecież jutro - szepnął łagodnie, jakby czytając mi w myślach. Złożył na mych ustach lekki pocałunek, który po chwili przerodził się w długi, bardziej namiętny.
Kiedy zdecydowaliśmy się wrócić do domu, zorientowaliśmy się, że pewnie już dawno minęła godzina policyjna. Staraliśmy się omijać wszystkie patrole, a przed kilkoma żołnierzami musieliśmy nawet umykać w wąskie, ciemne uliczki Warszawy, w których Janek orientował się doskonale. Mimo niebezpieczeństwa, pod mój dom dotarliśmy rozbawieni. Zdyszana, śmiałam się z naszych ucieczek, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że śmiech ten ma ukryć rozczarowanie związane z rozstaniem z chłopakiem. Tak bardzo nie chciałam, by to spotkanie dobiegało końca...
Janek odprowadził mnie na ganek, tuż pod same drzwi wejściowe do domu. Westchnęłam smutno, stając przodem do niego i zarzucając mu ręce na szyję.
- Dziękuję za ten wieczór - szepnął mi do ucha chłopak.
W odpowiedzi złożyłam mu dłoń na karku, zmuszając, by pochylił głowę. Mogąc dosięgnąć jego warg, złożyłam na nich delikatny pocałunek. Szybko jednak oderwałam swoje usta od warg chłopaka, słysząc ciche skrzypienie drzwi wejściowych. Pospiesznie obróciłam się w tamtą stronę, stając tyłem do Janka i chowając ręce za siebie. Poczułam jednak po chwili, jak chłopak odszukuje moją dłoń i splata swoje palce z moimi.
Stojący w drzwiach ojciec najpierw zmierzył wzrokiem mnie, a później Janka. Nie dało się nie zauważyć iż spojrzenie posłane chłopakowi było dużo groźniejsze. Widziałam, że tata jest wściekły. Zanim zdążył się odezwać, w drzwiach pojawiła się także ubrana w koszulę nocną i owinięta kocem mama. Można było jednak poznać po niej, że nie zmrużyła wcale oka. Jej spojrzenie było jednak łagodne,  a ja byłam w stanie zauważyć w nim nawet wyrozumiałość i pobłażliwość. Zupełnie przeciwnie niż w ciskającym gromami wzroku ojca.
- Godzina policyjna już dawno minęła - powiedział ostro, po niemiecku. - Północ minęła. Masz coś do powiedzenia? - zapytał, patrząc prosto na mnie, jednak nie dał mi szansy na odpowiedź i przeniósł wzrok na Janka.
- Tato... - zaczęłam, jednak wystarczyło jedno jego spojrzenie, bym zamilkła. I nie chodziło tu o to, że się go bałam, a o jego silny autorytet. Od zawsze był osobą, z którą nie potrafiłam się sprzeczać. W końcu odkąd tylko sięgam pamięcią, zawsze miał rację. Jego rady były trafne, a obecność kojąca. Byłam jego małą księżniczką, którą chronił. I najwyraźniej nadal próbował, nie zauważając, jak wiele się zminiło. Ani ja nie byłam już małą, naiwną dziewczynką, ani on nie był silnym mężczyzną, który był w stanie sobie ze wszystkim poradzić. Ja wchodziłam w dorosłość i poznałam okrutny świat, widząc oblicze wojny, przed której rzeczywistością tata nie dał rady mnie ochronić. On zaś... Był schorowanym człowiekiem, który zdał sobie wreszcie sprawę, że na ogrom rzeczy nie ma wcale wpływu.
- Nauczę cię, o której powinno się wracać do domu - powiedział wściekły. - Od dzisiaj nie chcę widzieć, byś po dwudziestej była poza domem. Szczególnie z nim - skinął głową w stronę Janka. - Inaczej straci pracę.
- Nie zrobisz tego - powiedziałam z niedowierzaniem. W tej chwili nie poznawałam ojca i ni miałam pojęcia, czy bardziej zdenerwowała go godzina powrotu, czy towarzystwo Janka. - Jestem dorosła. Poza tym Janek to mój pracownik - powiedziałam z uporem.
- Co innego widnieje na umowie - syknął ojciec, pocierając ze złością skronie. - Koniec dyskusji.
- Eva... - zaczął Janek, ściskając delikatnie moją dłoń.
- Eva wraca już do domu - warknął ojciec, obrzucając mnie i chłopaka chłodnym spojrzeniem. Widziałam w nim chłód, który skierowany był tylko do Janka. Zmrużyłam oczy, patrząc na ojca niezadowolona. Obarczał on winą za mój późny powrót Janka, jakby nie biorąc pod uwagę, iż to ja chciałam zostać dłużej w jego towarzystwie.
- Christian - powiedziała cicho mama, chcąc najwyraźniej przypomnieć ojcu o kulturze, o której w chwili wściekłości zapomniał.
Widząc, że nadal stoję bez ruchu przy Janku, już miał się odezwać, gdy wyprzedziłam go. Obiecałam, że przyjdę kiedy tylko odprowadzę do bramy Janka i posłałam mu błagalne spojrzenie. Przekonany przez mamę, w końcu skinął głową, jednak z jego twarzy ani na moment nie zszedł wyraz zawziętości. Gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwi i zostałam na ganku sama z chłopakiem, przez głowę przeszła mi myśl, że ojciec nigdy nie wściekłby się tak, gdyby obok mnie w tej chwili stał Marcus. Zapewne porozmawialiby chwilę, żartując, a później ojciec podziękowałby za to, iż chłopak bezpiecznie odprowadził mnie do domu. Pewnie nie obyłoby się bez uszczypliwości na temat późnej godziny, byłoby to jednak łagodne ostrzeżenie, obrócone na końcu w żart. Mimowolnie zacisnęłam z wściekłością zęby. Nigdzie nie dało się uciec przed idiotycznymi podziałami dyktowanymi miejscem urodzenia. I chociaż moi rodzice byli przykładem pary nie wpisującej się w ten chory schemat, ojciec mimo wszystko nie życzył sobie, bym obracała się w towarzystwie Polaków. Niezaprzeczalnie troszczył się o mnie, myśląc, iż trzymając z Niemcami będę bezpieczna. To był jego priorytet. Nie myślał jednak o tym, iż bardziej nad bezpieczeństwo, ja ceniłam sobie szczęście.
- Nie chcę, byś odchodził - szepnęłam, wtulając twarz w pierś chłopaka. - Wszędzie kręcą się patrole... A jeśli trafisz na jakiś? Nawet nie chcę o tym myśleć - dodałam po chwili. - Zostań.
- Wątpię, by to był dobry pomysł - powiedział spokojnie Janek. Zdążył już zauważyć, jak chłodno potraktował go ojciec. Ja także byłam pewna, że tata nie zgodziłby się na to. Oczywiście, że nie. Taka opcja nie wchodziłaby nawet w grę.
- Proszę - szepnęłam. - Powiedz, że zostaniesz... Z samego rana, o świcie ojciec Marcusa przyjedzie po tatę. Wyjeżdżają do Niemiec - wzruszyłam delikatnie ramionami. - Nie pozwól mi się martwić o to, czy bezpiecznie dotarłeś do domu...
Wiedziałam, że gdyby tylko Janek zgodził się zostać, mogłabym wprowadzić go do domu tylnymi drzwiami. Były wystarczająco daleko od sypialni rodziców i wystarczająco blisko schodów prowadzących na górę, do mojego pokoju, by Janek przeszedł niezauważony.

(Janek? Totalnie zniszczyłam końcówkę...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz