3.07.2018

Od Harrollda

Otworzyłem powoli oczy, zimny wiatr całkiem poczochrał mi włosy. Wyglądałem okropnie, nawet nie musiałem mieć przed sobą lustra, aby to stwierdzić. Wstałem z łóżka i ubrałem się, nie miałem dużo czasu. Schowałem do plecaka kawałek chleba, książkę, latarkę i aparat. Strzelbę przewiesiłem sobie przez ramię, dzięki temu, że miała pasek. Wyszedłem z domu. Było nadal ciemno, księżyc jeszcze tkwił na niebie. Ziewnąłem ospale i przeczesałem ręką włosy, idąc w dobrze mi znaną stronę. Las. Wielkie składowisko drzew oraz siedlisko tysięcy zwierząt, które nocą budzą się do życia. Coś cudownego. Wojna zniszczyła większość lasów, ale nie wszystkie. Spokojnie ominąłem pierwsze drzewo, później następne i następne. Jestem na miejscu. Wdrapałem się na jedno z drzew i usiadłem w jego koronie. Wyciągnąłem z plecaka polską książkę i zacząłem czytać. Było to dość ryzykowne, lecz jak to mówią, bez ryzyka nie ma zabawy. Całkowicie oddałem się lekturze i nim się zorientowałem, zrobiło się, trochę jaśniej. Księżyc zaczął ustępować miejsca dla słońca. Całe niebo zalały różnorodne odcienie ciepłych kolorów. Od soczystych czerwieni, po jaskrawe żółcie. Odłożyłem książkę do plecaka i zeskoczyłem z wielkiego, dość młodego dębu. Pomaszerowałem w stronę strzelnicy, którą urządziłem sobie na pobliskiej polanie. Nie miałem na dziś, żadnych ambitnych planów. Po prostu robiłem to, co zawsze. Stanąłem kilka metrów od celu, jakim była nieduża tarcza i oddałem celny strzał, w sam środek. Kolejne dwa, znowu nie chybiłem, trzy ślady po kuli zaraz obok siebie. Już miałem strzelić raz czwarty, lecz ktoś przebiegł mi przed celem.
- Stój! - Wrzasnąłem, do osoby, która zaczęła przede mną uciekać.
Nie miałem złych zamiarów tak jak zawsze.

Ktosiu? c:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz